Tej nocy, kiedy dwudziestu motocyklistów weszło do mojej restauracji, wszyscy myśleli, że jestem w niebezpieczeństwie, ale kiedy dowiedziałem się, czego naprawdę szukają i co zostawili za sobą, zdałem sobie sprawę, że prawdziwym zagrożeniem nie były skórzane kurtki…

Dzwonek, który krzyczał
Kiedy zadzwonił dzwonek nad drzwiami, nie zadzwonił, tylko krzyczał. Dwa tuziny motocyklistów wtargnęło do każdego boksu w fali skóry, kurzu drogowego i ciepła silnika. Mój szef rozejrzał się dookoła, wymamrotał coś o “inwentaryzacji” i zniknął na zapleczu. Byłam więc tylko ja. I oni.

Przez pierwszą godzinę wszystko szło prawie normalnie. Śmiali się, pochłaniali hamburgery, kłócili się o koktajle mleczne jak licealiści. Jeden z nich, brodaty, pochwalił mnie za kawę. Rozluźniłem pięści. Byłam tylko kelnerką. Byli tylko stołem. Bardzo duży stół, bardzo głośny.

Potem szef kuchni pochylił się, a jego głos zmienił się w cichy szept, a ja usłyszałem dwa słowa, które sprawiły, że moje talerze zadrżały: “Henderson Creek”. Opuszczony kamieniołom za miastem. Miejsce, w którym zniknęli ludzie.

Przeczytaj więcej na następnej stronie>>